Wyznawcy transhumanizmu wierzą, że gatunek ludzki stanie się nieśmiertelny i dzięki zaawansowanym technologiom powstanie superczłowiek. Rosnący w siłę ruch reprezentują autorytety naukowe. Kim są ci ludzie? Czy ich przekonania to pobożne życzenie czy realna perspektywa?
„Uczyńmy Amerykanów nieśmiertelnymi”, ,,Wybierz mnie, jeśli chcesz żyć wiecznie” – te oraz tym podobne nagłówki obiegły media po tym, jak niejaki Zoltan Istvan ogłosił swój udział w amerykańskich wyborach prezydenckich 2016. Istvan reprezentował Transhumanist Party, organizację, która wierzy, że obecny, bardzo zaawansowany rozwój dziedzin nauki, takich jak medycyna, technika i informatyka, doprowadzi do tego, że człowiek pokona swoje biologiczne ograniczenia, nie będzie chorował ani umierał, a jego mózg będzie pracować tak dobrze jak komputery, gdyż sam stanie się po części maszyną. Brzmi to niepoważnie, ale pod wizją transferu umysłu do komputera oraz pod pozostałymi ideami trans-
humanizmu podpisują się niektórzy poważni naukowcy, a laboratoria i inne ośrodki badawcze już wypowiedziały wojnę śmierci i przeprowadzają projekty, których wyniki są obiecujące.
Wskrzeszanie zmarłych
Sam termin „transhumanizm” został stworzony przez biologa ewolucyjnego Juliana Huxleya i określa człowieka, który przekracza możliwości podyktowane własną biologiczną naturą. A jednym z ojców całej myśli transhumanistycznej jest rosyjski filozof Mikołaj Fiodorow, który do serca wziął sobie fragment Pierwszego Listu do Koryntian, gdzie św. Paweł mówi: ,,Ponieważ bowiem przez człowieka przyszła śmierć, przez człowieka też dokona się zmartwychwstanie” (1 Kor, 15, 21). Ten dziewiętnastowieczny futurysta uważał, że ludzkość powinna dążyć do wskrzeszania zmarłych, wykorzystując w tym celu naukę.
Trumnobus czyli kampania przeciw śmierci
Zanim Zoltan Istvan postanowił kandydować na prezydenta, był dziennikarzem. Pracował m. in. dla „National Geographic”. Gdy w Wietnamie zbierał dane do materiału o wieśniakach trudniących się wykopem niewybuchów, by sprzedawać je na złom, o mało nie zginął od jednego z nich. Wtedy zainteresował się transhumanizmem, bo stwierdził, że życie jest zbyt piękne, żeby tak łatwo je tracić. Istvan od samego początku wiedział, że nie ma żadnych szans w wyborach. Ostatecznie jego nazwisko nie znalazło się na kartach do głosowania w ani jednym stanie. Jego głównym celem była popularyzacja idei transhumanizmu, który, jego zdaniem, w niedalekiej przyszłości tj. w następnej dekadzie, stanie się potężnym ruchem społecznym i… politycznym. Kampania prezydencka posłużyła temu, aby z niepoważnymi dla wielu postulatami przedrzeć się do mainstreamowych mediów. I udało się, m. in. dzięki autobusowi w kształcie trumny, którym Zoltan Istvan przez 4 miesiące jeździł po stanach inspirując dziennikarzy do pisania szokujących nagłówków.
Starzenie się to choroba
Na koniec podróży Immortality Bus dotarł do Waszyngtonu, gdzie kandydat na schodach Kapitolu dokonał symbolicznego odczytania statutu partii transhumanistów, którą założył w 2014 roku. Oficjalna nazwa to U.S. Transhumanist Party. Zrzesza ona filie działające w wielu amerykańskich stanach, w tym w Illinois. Organizacja współpracuje z podobnymi ruchami w innych krajach, jak Australia i Serbia. Poza tym bardzo aktywny jest odłam rosyjskich transhumanistów. To, co ich łączy, to przekonanie, że starzenie się i śmierć jest chorobą. U. S. Transhumanist Party uważa, że lekarstwa na nią powinny szukać nie kto inny, jak tylko same rządy państw, które mają dołożyć wszelkich starań i środków, by przedłużać życie i przywracać zdrowie swoich obywateli. Organizacja opowiada się również za nuklearnym rozbrojeniem świata, co miałoby raz na zawsze odsunąć groźbę unicestwienia ludzkości, która zamierza przecież żyć wiecznie.
Rok 2045
A szansa jest już bardzo blisko. Tak twierdzi wielki guru transhumanistów Ray Kurzweil. Tak jak Istvan ma na swoim koncie bardzo poważne projekty reporterskie, tak i Kurzweil odniósł w swojej zawodowej karierze spektakularne sukcesy. Jest wynalazcą, biznesmenem, laureatem najbardziej prestiżowych nagród w dziedzinie technologii innowacyjnej oraz 21 tytułów doktora honoris causa. Kurzweil został okrzyknięty przez prasę ,,prawowitym następcą Edisona”. Mimo swojego imponującego dorobku, od pewnego czasu głosi doktryny, które u większości wywołują co najwyżej drwiący uśmieszek na twarzy. Wizjoner na potrzeby swojej teorii zaadaptował prawo Moore’a i twierdzi, że dokonujący się na naszych oczach postęp technologiczny jest coraz gwałtowniejszy, a kluczowe odkrycia mają miejsce w coraz mniejszych odstępach czasu, co nieuchronnie zmierza do przełomowego momentu, w którym wszystko się zmieni i który ma nadejść około 2045 roku. Kurzweil nazywa ten moment ,,osobliwością” (ang. singularity). Prawdopodobnie jako pierwszy słowa użył polski uczony Stanisław Ulam, współtwórca amerykańskiej bomby termojądrowej. Wybitny matematyk napisał: „(…) procesy zdają się dążyć do pewnego osobliwego punktu w historii naszej rasy, po którym styl życia, jaki obecnie znamy, nie będzie mógł trwać”. Ludzkość nie będzie potrafiła funkcjonować w odmienionej rzeczywistości, chyba że przyjmie postać hybryd, które swoją inteligencję przeniosą do świata komputerów, dodaje Ray Kurzweil. Wizjoner uważa, że przełom odbędzie się za sprawą inteligentnych maszyn, które już w 2029 roku przejdą pomyślnie test Turinga. Będzie to oznaczać, że na poziomie rozmowy nie będzie się dało odróżnić komputera od człowieka. Swoje wizje Kurzweil opisał w książkach, m. in. w pozycji zatytułowanej ,,Nadchodzi Osobliwość” („The Singularity Is Near”) , która stała się swoistego rodzaju biblią transhumanistów.
Czy Kurzweil ma rację?
Niektórzy są skłonni odpowiadać na to pytanie twierdząco, zwłaszcza, że wiele przepowiedni z jego książek się sprawdziło. W ,,The Age of Intelligent Machines”, wydanej w 1990 roku stwierdził, że jeszcze przed 2000 rokiem komputer będzie w stanie pokonać w szachy wybitnych graczy. I rzeczywiście, w 1997 roku model Deep Blue firmy IBM wygrał w szachy z mistrzem świata Garri Kasparovem. W tej samej pracy Ray Kurzweil przewidział również rozkwit ery internetu, chociaż na początku lat 90. było to jeszcze bardzo słabo rozwinięte medium. Jego wizje najwyraźniej przekonały kilka poważnych instytucji, w wyniku czego w 2008 roku Kurzweil został współzałożycielem Singularity University. Uczelnia znajduje się w Dolinie Krzemowej i jest finansowana m. in. przez NASA i Google. Ma kształcić liderów przyszłości i przygotować ich na zmiany, które, według transhumanistów, wkrótce nadejdą.
Pierwsza osoba, która dożyje 1000 lat już się urodziła
I tak np. za 20 lat, prognozuje Kurzweil, mikroskopijne urządzenia, tzw. nanoroboty będą w stanie dotrzeć do każdego miejsca w naszym ciele i zniszczyć komórki rakowe czy polepszyć pamięć. Dzięki coraz bardziej zaawansowanej nanobiologii i wielu innym dziedzinom, jeszcze przed upływem 15 lat ilość czasu życia pozostałego ludziom będzie się zwiększała, a nie jak dotąd, zmniejszała. Ma to dotyczyć nie tylko pokolenia, które teraz przychodzi na świat, ale wszystkich żyjących ludzi. Jeszcze śmielszą tezę stawia znany bioinformatyk i biogerontolog z Cambridge, Aubrey De Grey. – Wierzę w to, że pierwsza osoba, która dożyje 1000 lat, prawdopodobnie już się urodziła. Powiedziałbym, że jest to pewne na 80 proc. Istnieje 50 proc. prawdopodobieństwa, że ta osoba ma już 40 lub 50 lat – stwierdził podczas jednego z nagrywanych wywiadów naukowiec. Jego zdaniem, degeneracja i starzenie się komórek to zmiany, które teoretycznie można kontrolować. – Ludzkie ciało jest maszyną. Bardzo skomplikowaną maszyną. Nie mamy do niej instrukcji obsługi, jak do urządzeń stworzonych przez człowieka, lecz to wciąż jest maszyna. Oznacza to, że jej działanie może być przedłużane w nieskończoność dzięki gruntownym naprawom i konserwacji – tłumaczy Aubrey de Grey.
Co na to nauka?
Czy obecny stan jej zaawansowania pozwala przypuszczać, że nieprawdopodobne wizje się spełnią? Czy da się przedłużać życie ludzi w nieskończoność? Okazuje się, że nauka na tym polu odniosła spektakularny sukces i to za sprawą Polaka, Andrzeja Bartke, badacza, absolwenta Uniwersytetu Jagiellońskiego, który obecnie mieszka w Stanach. Został on laureatem nagrody ufundowanej przez Methuselah Foundation (od imienia Matuzalema, najdłużej żyjącej postaci biblijnej; miał dożyć 969 lat). Nagroda miała trafić w ręce naukowca, któremu w sposób znaczący uda się przedłużyć życie myszy, które przeciętnie dożywają 2 lat. Mysz Polaka żyła prawie 5 lat i jest to odpowiednik 200 lat życia człowieka. Naukowcy wierzą, że skoro udało się z myszą, teoretycznie rzecz biorąc da się to zrobić również z większymi ssakami i docelowo z ludźmi. A jeśli postęp nie zdoła pokonać biologicznych ograniczeń człowieka, zawsze pozostaje drugie rozwiązanie czyli ucieczka ze śmiertelnego ciała do świata wirtualnego. Mowa o transferze umysłu do komputera, najbardziej niewiarygodnej wizji transhumanistów. Jednak naukowcy nie bagatelizują sprawy. Od 2005 roku zespół neuroinformatyków ze Szwajcarii w ramach ambitnego projektu Blue Brain Project próbuje stworzyć wirtualny model mózgu. Niestety obecnie istniejące komputery nie pozwalają na przeprowadzenie symulacji ludzkiego mózgu, ale ich wydajność rośnie w błyskawicznym tempie.
Robot literat
Brzmi jak science fiction, ale fakty są takie, że komputery rzeczywiście mogą coraz więcej. Próbują swoich sił nawet na polu twórczości literackiej. W 2016 r. w internecie debiutował krótkometrażowy film pt. ,,Sunspring”, do którego scenariusz napisał algorytm o imieniu Benjamin. Dialogi, co prawda, nie do końca układały się w logiczną całość, ale za to wprowadzały ciekawą psychodeliczną atmosferę, która pasowała do gatunku filmu. Z kolei w Japonii program wygenerował powieść, która zdołała przejść przez pierwszy etap eliminacji w japońskim konkursie literackim. Mało tego, prasa zaprzęgła programy do pisania newsów. I tak np. Los Angeles Times korzysta z Quakebota, który sam generuje depesze o trzęsieniach ziemi. Podobne algorytmy są powszechnie wykorzystywane do podawania wyników rozgrywek sportowych czy wyników wyborów oraz do tworzenia informacji o pogodzie. Postęp nabrał ogromnego tempa. Wspomniane wcześniej nanoroboty są już produkowane, ale na razie projekty przechodzą fazę testów. Badania prowadzi np. Rice University w Teksasie. Tesla testuje samojeżdżące pojazdy. W 2010 roku powstała pierwsza sztuczna komórka zdolna do rozmnażania się, a w roku 2017 firma Three Square Market z Wisconsin wszczepiła chipy połowie swoich pracowników. Drukarki 3D można nabyć przez chociażby stronę internetową Walmartu za niewiele powyżej stu dolarów. Medycyna zaczyna sięgać po tzw. bioprinting czyli drukowanie organów. Pierwsze sukcesy na tym polu odnotowano m. in. w Chinach, gdzie małpie wszczepiono odcinek aorty, który wydrukowano na drukarce 3D.
Wkraczamy w erę cyborgów
W powszechnym użyciu są tzw. implanty ślimakowe, wszczepiane osobom niesłyszącym. Sparaliżowani testują pierwsze modele egzoszkieletów, które dają możliwość samodzielnego poruszania się. Niewidzący od ponad 10 lat Allen Zderad z Minnnesoty może na nowo oglądać swoją żonę, po tym jak otrzymał implant bionicznego oka. Co prawda jakość jego widzenia pozostawia wiele do życzenia, ale już inaczej jest ze słynnym beznogim biegaczem Oscarem Pistoriusem, który dzięki zaawansowanym protezom startował w igrzyskach dla pełnosprawnych zawodników. Supersprawność dzięki bionicznym kończynom zyskał też amerykański wspinacz skałkowy, Hugh Herr, który stracił obie nogi w młodym wieku. Specjalne wymienniki na stopy dają mu przewagę nad wspinaczami ze zdrowymi nogami. Niektórzy uważają, że w przyszłości bioniczne części ciała będą tak zaawansowane, że inwalidzi będą mogli dzięki nim słyszeć, widzieć czy poruszać się o wiele lepiej, niż w pełni sprawni ludzie. Wtedy ci ostatni też będą decydować się na bioniczne zamienniki. Jak zauważa Robin Hanson, amerykański badacz z George Mason University w Wirginii, „nowe technologie są w stanie zmienić świat w następnym stuleciu lub dwóch tak bardzo, że nasi potomkowie w wielu aspektach nie będą mogli być już uważani za ludzi”.
Na technologiczną rewolucję przygotowuje się Unia Europejska, która już w 2016 roku rozważała nadanie robotom statusu „osoby elektronicznej”. Roboty byłyby ubezpieczane i w razie wyrządzenia szkód pociągane do odpowiedzialności prawnej i finansowej, podobnie jak obecnie przedsiębiorstwa (które są osobami prawnymi). Pierwszym robotem, który został obywatelem Unii Europejskiej, jest android o imieniu Fran Pepper, po tym jak w 2017 roku otrzymał belgijski akt urodzenia. Czas pokaże, czy posunięcie Belgii było zasadne, czy transhumaniści mają rację i czy miejsce homo sapiens zajmie homo immortalis – człowiek nieśmiertelny.
Emilia Sadaj
polonijna niezależna dziennikarka mieszkająca i działająca w Chicago.
fot.123RF